Rady i wspomnienia



Mówiła swym pełnym prostoty językiem:"Jeśli po przybyciu do Nieba, nie znajdę tam wszystkiego tak, jak tego pragnęłam, będę bardzo uważać, by nie okazać tego po sobie, aby Pan Bóg nie spostrzegł mego zawodu!..." 


Podczas swej choroby zrobiła mi takie zwierzenie:

"Pragnęłam zawsze robić przyjemność Panu Bogu. Gdybym się była starała zbierać zasługi, teraz byłabym w rozpaczy". Tak, bo wiedząc, że "wszystkie nasze sprawiedliwości  mają plamy w oczach Bożych", ona w swej pokorze uważała za nic to wszystko co robiła, a ceniła tylko miłość, która była tego natchnieniem.

 

 

Miała też pobożny zwyczaj rzucania kwiatów na wielki krzyż z figurą Chrystusa, stojący na wewnętrznym dziedzińcu, a później, podczas choroby, pokrywała swój krzyżyk zakonny różami, odrzucając starannie zwiędłe płatki. Pewnego dnia ujrzawszy, że końcami palców dotyka delikatnie korony cierniowej i gwoździ Jezusa, spytałam: "Co ty robisz?" Wtedy z twarzą zdumioną, że mnie to dziwi, odparła: Wyjmuję gwoździe i zdejmuję Jego cierniową koronę!".

 

Msza św. i Uczta Eucharystyczna były dla niej rozkoszą. nie podjęła nic ważnego, zanim nie poprosiła o ofiarowanie w tej intencji Mszy św.

 

Kiedy nasza ciocia dawała jej pieniądze z okazji imienin czy rocznicy wstąpienia do Karmelu, zawsze prosiła o pozwolenie odprawienia za nie Mszy św. i nieraz szeptała mi :" To za moje dziecko (Pranzini); trzeba bardzo przychodzić mu z pomocą!" Przed profesją rozporządziła, by za jej pieniądze zamówić Msze św. w intencji naszego czcigodnego Ojca, tak już wówczas bardzo chorego. Uważała, że niczym nie może wyjednać dla niego większych łask jak wylaniem Krwi Jezusa.







  - Gdybym popełniła małe niewierności - zapytałam pewnego dnia - czy mogłabym mimo to pójść prosto do nieba?
" Tak, ale nie dla tego powodu masz się ćwiczyć w cnocie - odpowiedziała mi. Pan Bóg jest tak dobry, że ułożyłby wszystko w ten sposób, byś nie przechodziła przez czyściec, ale On poniósłby stratę twojej miłości..."


W innej okazji mówiła, że naszymi modlitwami i ofiarami powinnyśmy wyjednywać duszom tyle miłości Bożej, by mogły iść do Nieba nie przechodząc przez czyściec.                                                                               

"Najważniejszym odpustem zupełnym, którego każdy może dostąpić bez zwykłych koniecznych warunków, jest odpust miłości, która pokrywa mnóstwo grzechów"
                                                                                 
- Nie będziesz ani minuty w czyśćcu - powiedziałam do niej - chyba że nikt nie idzie do Nieba.
"O wcale się tym nie niepokoję; zawsze będę zadowolona z wyroku Pana Boga. Jeśli pójdę do czyśćca, wtedy będę przechadzać się wśród płomieni jak trzej młodzi Hebrajczycy i będę śpiewać pieśń miłości..."
                                                  
                                  

Nie zwracała zupełnie uwagi na to, czy jej habit leży dobrze i czy jest dość długi. Była to widocznie całkowita obojętność na wygląd zewnętrzny, a nie zaniedbanie z jej strony. A im więcej zbliżała się we wszystkim do prawdziwego ubóstwa,tym więcej cieszyła się nim; dlatego swoje ubranie i sandały naprawiała aż do ostatecznych granic możliwości.
                                                                                   
Korzystała z najmniejszych okazji, by praktykować umartwienia nie mogące szkodzić zdrowiu, stosowała je stale i w każdej okoliczności. Bez wątpienia są to bardzo drobne praktyki, ale przecież Pan Bóg tak samo okazał swoją potęgę stwarzając istoty nieskończenie małe jak i nieskończenie wielkie i właśnie w pełnieniu nieskończonej ilości mikroskopowo małych aktów, jeśli można tak nazwać, odkrywała Teresa swą siłę.
                                                                                    

Siostra Teresa od Dzieciątka Jezus lubiła dla miłości Bożej mieć do swojej dyspozycji rzeczy najbardziej brzydkie i zużyte. Powiedziałam dla miłości Bożej, bo z natury, mając usposobienie artystki, przekładała rzeczy w dobrym guście i niezniszczone. Spostrzegłam to, gdy kiedyś zrobiłam na jej klepsydrze plamę niemożliwą do usunięcia.
Zauważyłam wysiłek, z jakim starała się przyjąć ją zniszczoną i nie okazywać niczym przykrości, na jaką ją mimo woli naraziłam.
                                                                                         

Gdy wstąpiłam do klasztoru, pozbawiła się dla mnie swego kałamarza i kropielniczki, a dla siebie wzięła ze strychu, odłożone tam jako nie do użycia.
Siostra Teresa, nasz wzór we wszystkim, miała do swego użytku tylko to, co było jej bezwzględnie potrzebne, a odrzucała starannie to wszystko, co przypominało wygodę.

  

Ci, którzy ukradli niebo.


Moimi opiekunami i uprzywilejowanymi są w Niebie ci,którzy je ukradli, jak Niewiniątka i dobry Łotr.
Wielcy święci zdobyli je swymi czynami; ja wolę naśladować złodziei, chcę je otrzymać podstępem, podstępem miłości, który otworzy wejście dla mnie i dla biednych grzeszników. 

Duch Św. dodaje mi odwagi, ponieważ On to powiedział w Księdze Przypowieści: 
"O maleńki! przyjdź, naucz się u mnie przenikliwości".

Małe dzieci nie potępią się.


- Co byś robiła- mówiłam do niej -  gdybyś mogła rozpocząć na nowo życie zakonne?
"Zdaje mi się -  odpowiedziała -  że robiłabym to samo, co robię".
- Nie doświadczasz uczucia tego samotnika, który twierdził: Gdybym przepędził długie lata w pokucie, to dopóki zostałby mi kwadrans, jedno tchnienie życia, obawiałbym się że się potępię?
"Nie, ja nie mogę podzielić takiej obawy; jestem zbyt mała, by się potępić, małe dzieci nie potępiają się".


Ufaj Bogu.


Biadałam, że Pan Bóg zdawał się mnie opuszczać...Siostra Teresa odpowiedziała mi żywo:
"O! nie mów tego! Widzisz, nawet wtedy, kiedy nic nie rozumiem z różnych wydarzeń, uśmiecham się, dziękuję i wobec Boga okazuję zawsze zadowolenie. 

Nie trzeba wątpić o Nim, to jest brak delikatności.
Nie, nigdy żadnego, złorzeczenia, przeciw Bożej Opaczności, ale zawsze tylko wdzięczność".


Nazywać Pana Boga "naszym Ojcem".


Pewnego dnia weszłam do celi naszej drogiej Siostry i została uderzona wyrazem jej ogromnego skupienia.
Szyła z wielką pilnością, ale zdawała się być zatopioną w głębokiej kontemplacji.
-  O czym myślisz? - zapytałam.
-  "Rozmyślam nad Ojcze Nasz- odpowiedziała -
To tak słodko nazywać Pana Boga naszym Ojcem!..".
I w oczach jej zabłysły łzy.

Kochała Pana Boga tak, jak dziecko kocha ojca, okazując to niewymowną serdecznością.
Podczas choroby, kiedy jej przyszło mówić o Nim, użyła innego wyrazu niż zwykle i nazywała Go
"Tatusiem". Zaczęłyśmy się śmiać, ale powtórzyła to drugi raz cała wzruszona:Ależ tak! On jest moim, Tatusiem, a jakże to słodko jest nadawać Mu to imię".




Źródło obrazków: archives-carmel-lisieux.fr